Początek to poznanie. Poznanie lub rozpoznanie. Rozpoznanie z czym będziemy się mierzyć. Poznanie klienta. Rozpoznanie potrzeb, poznanie oczekiwań, zgłębianie, nazywanie, często uzmysławianie i zmuszanie do identyfikowania i samo-poznawania. Po co? By w efekcie w oparciu o tę bezcenną dla projektanta wiedzę o jednostce lub zespole jednostek stworzyć przestrzeń. Przestrzeń, w której jednostki o subiektywnych potrzebach funkcjonować będą z satysfakcją. Suma sumarum kreujemy bowiem jednostkowo-optymalny mikroświat skupiony na zaspokajaniu indywidualnych i subiektywnych oczekiwań funkcjonalno-estetycznych.
Proces ten wymaga wyjścia z siebie i stanięcia obok. Spojrzenia nie swoimi oczami lecz oczami klienta na przestrzeń i przedmioty. Znalezienia złotego środka pomiędzy tym subiektywnym oglądem rzeczywistości, który każdy z nas, chcąc nie chcąc, reprezentuje, a bardziej obiektywnymi zasadami ergonomii i kanonami sztuki projektowej. Gdy wydaje się nam, że znajdujemy równowagę pomiędzy tym co obiektywnie piękne, a tym co subiektywnie pożądane, gdy zdajemy się być u celu, pada pytanie: „A jak by Pan/Pani zrobił/a u siebie?”.
„Zupełnie inaczej” odpowiadam. Dlaczego? Bo przecież zestaw moich potrzeb i oczekiwań funkcjonalno-estetycznych, mój styl życia, model rodziny, zainteresowania, to jak spędzam bardziej i mniej wolny czas w swojej własnej przestrzeni, jest prawie jak odcisk palca – indywidualny. Czy zatem to co tworzymy jako projektanci jest piękne tylko subiektywnie bo podporządkowane potrzebom konkretnej jednostki? Jakie są tak naprawdę te jednostkowe potrzeby? W pełni zindywidualizowane czy jednak przesiąknięte tym czym jednostka jest otoczona lub w dzisiejszych czasach raczej osaczona? Co leży u ich podłoża? Co je kreuje?
Szukam, wertuję, zastanawiam się. Gdzie znaleźć odpowiedź na ten filozoficzny prawie problem? Czy w ogóle szukać? Czy warto? Jednak warto. Po to by świadomie nakreślać kolejne przestrzenie i nadawać indywidualny im charakter. Więc wertuję i znajduję. Definicję. A raczej definicje. Różne definicje piękna. Te dzisiejsze, wczorajsze i starsze. Klasyczne greckie, późniejsze renesansowe i całkiem współczesne. Jednoznaczne? Niejednoznaczne. Bo kanony piękna się zmieniają w czasie. Bo są uzależnione od czynników kulturowych. Bo poddają się modom.
Jak zatem projektować? Tak by móc podpisać się pod swoim dziełem zarówno dziś jak i po latach. Tak by finalny użytkownik utożsamiał się i czuł się dobrze w przestrzeni przez nas dla niego skrojonej. Tak aby w sferze estetyki zaspokoić subiektywne i często kreowane modą oczekiwania klienta, a jednocześnie wpleść pierwiastek ponadczasowości. Projektując podsuwać właściwe rozwiązania, budować świadomość, łączyć pozorne sprzeczności w harmonijną całość. Patrzyć w przeszłość, czerpać inspiracje, wybiegać w przyszłość by tworzyć przestrzenie odporne na czas i chwilowe mody, a jednocześnie wpasowane w subiektywne potrzeby klientów. Kreować dając zadość potrzebie tworzenia rzeczy obiektywnie właściwych i jednocześnie indywidualnie dopasowanych.
Trudne? Czasami. Intrygujące? Zawsze.