Wychowani w czasach niedoborów, wraz z otwarciem się możliwości jakie dał wolny rynek, zmiana systemu politycznego i gospodarczego, wpadliśmy jako społeczeństwo w pęd ku posiadaniu. Wszak przez kilkadziesiąt lat własność prywatna była w naszym pięknym kraju złem niechcianym. Przynajmniej przez aparat rządzący.
Wraz z rozpędzającym się w latach 90-tych kapitalizmem rozpędzały się potrzeby. Wśród nich jedna z wówczas ważniejszych – chęć posiadania. Apogeum zjawiska zbiegło się z krachem, który wielu osobom podciął skrzydła i zrujnował budżety oraz przyćmił marzenia widmem rosnącego niepowstrzymanie kursu franka. Czy to był punkt zwrotny? Czy nowe pojmowanie kwestii posiadania przyszło wraz z innymi modami do nas z zewnątrz? Jaka nie byłaby przyczyna przyszło jednak nowe. Totalny odwrót. Zaprzeczenie tego co jeszcze przed chwilą było wyznacznikiem i celem jednocześnie. Totalne przewartościowanie.
Być nie mieć. A raczej: używać nie mieć. Jak potężna jest skala tego zjawiska uświadomiłem sobie dopiero w chwili, gdy jeden z banków, w którym mam konto, zaczął nękać mnie reklamą z propozycją finansowania ukierunkowanego nie na nabywanie i posiadane używanych dóbr, lecz ich używanie w oderwaniu od posiadania. Owszem, system warszawskich rowerów publicznych jest z nami już od 5 lat. Ba! Pod względem liczebności udostępnianych jednośladów jesteśmy jako miasto w chlubnej czołówce Europy. Oczywiście widuję udostępniane w ten sam sposób samochody na ulicach miasta. Coraz częściej widuję. Ale jednak nie odczuwałem, że skala zjawiska jest aż tak znacząca. A jednak jest.
W przyszłym roku pełnoletnością pochwalić się będą mogli już Ci, którzy urodzili się w XXI wieku. To zupełnie inne pokolenie niż nasze. To oni stanowią przyszłość. To oni są konsumentami nastawionymi na używanie nie posiadanie. To oni będą niebawem coraz szybciej rosnącą grupą odbiorców również usług i produktów z naszej branży – branży aranżacji i wyposażenia wnętrz. Jak to zmieni naszą rzeczywistość? Jak zmieni się branża, gdy okaże się, że odbiorca nie jest zainteresowany nabywaniem na własność tego co branża ma do zaoferowania? Czy to użytkownik będzie w takim wypadku klientem dla branży czy właściciel lokalu? Kim będzie ten właściciel?
Pojawia się coraz więcej jest inwestycji mieszkaniowych upatrujących w tym nowym trendzie rynkowej niszy, która wymagać będzie zaspokojenia. Mini mieszkania na wynajem. Budynki wielorodzinne od podstaw planowane jako zespoły lokali wykończonych w jednym, zbliżonym standardzie. Na wynajem oczywiście. Taki kierunek zdaniem wielu ma sens. Jeśli jestem singlem to wynajmuję kawalerkę. Jeśli powiększa mi się rodzina to bez zbędnego tracenia czasu na kwestie zbywania i nabywania nowej nieruchomości, przenoszę się do większego lokum. Pełna elastyczność. Również w kwestiach lokalizacji. To plus na rynku pracy. Rynku, który już czeka na pokolenie XXI wieku. Rynku, który jest rynkiem globalnym sprzyjającym migracjom zawodowym.
Ale co z naszą branżą? Dla kogo będziemy projektować? Dla kogo będziemy produkować? Kto będzie nabywcą dóbr wyposażenia wnętrz? Zastanawiając się nad tym przez chwilę można dojść do wniosku, że tak naprawdę nie powinno się wiele zmienić. Wszak o oczekiwanych walorach produktu i usługi decydować będą i tak potrzeby finalnego użytkownika. Czyli stara prawda mówiąca, że postawienie w centrum uwagi potrzeb użytkownika stanowi podstawę wszelkich działań związanych z projektowaniem dóbr i usług pozostanie niezmienna. Może zmienić się jednak nabywca, którym będzie w tym wypadku pośrednikiem. Pośrednikiem kierującym się potrzebami finalnego użytkownika. Czy faktycznie zmieni się niewiele, czy czeka nas rewolucja, której skali jeszcze nie widzimy? Możliwe, że już w niedługim czasie poznamy odpowiedź na to pytanie.
Jedno na pewno pozostanie niezmienne. Przebywanie w miłym, przyjaznym otoczeniu zawsze wpływało i wpływać będzie pozytywnie na osobę obcującą z daną przestrzenią. Niezależnie czy jest jej właścicielem czy tylko użytkownikiem.