Jest rok 2003. Kilka lat wcześniej rozpoczął się nowy wiek. XXI wiek. W mało estetycznej hali prowincjonalnego lotniska położonego w popularnej destynacji wakacyjnej jednej z północnoafrykańskich państw, jak tysiące rodaków przed nami i po nas, oczekujemy na opóźniony lot powrotny do domu. Chcąc nie chcąc, ze względu na opóźnienie, eksplorujemy wszystkie dostępne strefy lotniskowej hali. Z jednej z takich eksploracji nasz towarzysz podróży przynosi, z lekko drwiącą miną, informację: w publicznej umywalni ma na nas, projektantów wnętrz, czekać istna perełka.
I czeka. Śmiechu i żartów w znużonej atmosferze oczekiwania na wejście na pokład samolotu jest co nie miara. Przyczynkiem stała się zamontowana przy lotniskowych umywalkach armatura w kształcie delfinów w kolorze żółtego złota.
Minęło ponad dziesięć lat i złoto już tak nie śmieszy. Z niszy rynkowej wypływa na główny nurt wzornictwa, lub przynajmniej stara się wypłynąć. Oczywiście nie samo, ale wspomagane staraniami speców od marketingu i projektantów poszukujących nowych/starych źródeł inspiracji i form wyrazu. Podmuch art deco jest dziś na tyle silny, że nam, którzy lubimy podobne odwołania, zaczyna jego nadmiar delikatnie przeszkadzać. Może dlatego, że jesteśmy bardziej wyczuleni na jego dostrzeganie? A może dlatego, że do nas wszystko trafia wcześniej i nasycamy się gdy rynek jeszcze jest w fazie początkowego wzrostu? To sprawa wtórna. Fakt, że zbliżające się lata dwudzieste niosą powiew tych z przed wieku wraz z nim ozłacając coraz bardziej naszą rzeczywistość. A my się przed tym nie bronimy. Nie dziś. Nie kpimy. Moda ma swoje prawa. Prawa jak się okazuje nadrzędne.
Suniemy, czasem z falą otaczającego nas tłumu, czasem pod prąd, przez, wydawałoby się bezkresne, hale mediolańskich targów. Jest kwiecień 2017 roku. Bieżącego roku. Wspomnienie złotych delfinów, przywoływane pośrednio przez otaczające nas stanowiska handlowe, powraca. Ale w zupełnie innym wydaniu, innej estetyce, innym punkcie w czasie. Powoduje lekki uśmiech na twarzy ale i skłania do refleksji. Do refleksji nad siłą trendów, siłą mody, tym na ile się im poddajemy, jak długo się im opieramy, jak bardzo jesteśmy wraz z całą naszą kulturą w nich zanurzeni i czy potrafimy wystawić z tej toni głowę aby spojrzeć na całokształt obiektywnym okiem. Powinniśmy próbować. Obiektywizm jednak w tym wypadku nie istnieje. Co pozostaje? Subiektywna ocena bieżąca i oczekiwanie jak przyszłość spojrzy na to co jest naszą teraźniejszością z perspektywy upływającego czasu.
Skupmy się więc na tym co tu i teraz. Przyjrzyjmy się rynkowym możliwościom. Dla fanów złotych dodatków i eleganckich, ekskluzywnych wnętrz w nowoczesnym wydaniu jest ich sporo. Uwagę na sobie skupia bardzo prężnie rozwijająca się w ostatnich latach grupa portugalskich marek o innowacyjnych, wzorniczo odważnych produktach. Brabbu, Ottiu, Malabar czy Boca do Lobo dostarczą poszukiwaczom ciekawego wzornictwa sporo emocji. Jeśli tematem jest złoto to należy wspomnieć o marce Delightfull. Ich oprawy oświetleniowe albo zachwycają, albo zniechęcają – zależnie od upodobań odbiorcy. Nie można na pewno przejść obok nich obojętnie. Złoto, choć w mniejszych ilościach, w formie dodatków, widać też u wielu innych producentów. Ciekawą ofertę prezentuje Eichholtz a Gervasoni proponuje lekkie w formie lampy z młotkowanej blachy. Oczywiście w kolorze złotym. Warto też przejrzeć ofertę firmy Koket bogatą w odważne ale sięgające do tradycji wzory mebli i dodatków. Dla szukających produktów bardziej ekskluzywnych, w których złoto stanowi ważny element, warto polecić kolekcje takich potentatów jak Visionnaire czy Fendi. Dla poszukiwaczy rzeczy bardziej nietypowych na koniec dwa słowa o włoskiej manufakturze skupionej na pracy z metalem. De Castelli w swoich produktach miesza złoto z miedzią i mosiądzem. I robi to w sposób mistrzowski. Nie jest to pozycja zakupowa dla wszystkich, ale obejrzeć może każdy. Warto.
Czy nam się to podoba czy nie złoto powraca. Żółte, różowe, w połysku i satynie. Czy zaprosimy je do naszych wnętrz zależy tylko od nas. Dziś nic nie trzeba. Wszystko można. Mnogość trendów pozwala na swobodę. Obecność powracającego złota może tylko cieszyć. Daje szansę spełnienia tym mniej odważnym, którzy do tej pory bojąc się opinii „znajomych” nie odważyli się na eksperymenty. Teraz są „usprawiedliwieni”. Bo modne. Bo już nie wykpiwane.
Tylko ostrożnie. Złoto to nie jest „bezpieczna” szarość czy ponadczasowa biel. Tutaj przyda się opanowanie sapera. Estetyczna katastrofa czai się za rogiem czyhając na nieroztropnych.