Dziś to już nie jest zaskoczenie gdy polscy projektanci i polskie marki są doceniani w Europie i na świecie w sferze szeroko pojętego designu. Pewna mądra osoba, kierująca jedną z ważniejszych polskich instytucji zajmujących się wzornictwem, powiedziała kilka lat temu, że to oznaka i efekt wzrostu istotności Polski jako kraju na arenie międzynarodowej. Mówiąc bez ogródek: jeśli nie jesteś w kręgu zainteresowań gospodarczych czy politycznych to i na nagrodę nie masz co liczyć.
Wiele osób z pewnością się oburzy i słusznie. Bo aby zostać dostrzeżonym i wyróżnionym w dzisiejszym w dzisiejszym naszpikowanym konkurencyjnością i innowacyjnością świecie trzeba być naprawdę dobrym. I tacy są polscy projektanci idący pod rękę z polskimi producentami świadomymi potrzeby konkurowania na polu wzornictwa (nie mylić ze słowem „estetyki” bo to tylko czubek góry lodowej jaką jest właściwy proces zaprojektowania i wdrożeniowy produktu).
Aby tekstowi nadać nuty intymnej należałoby się jakimś własnym doświadczeniem podzielić. We własnym domu cieszymy od niedawna oko pięknym polskim piekarnikiem o minimalistycznej estetyce docenionym wyróżnieniem Red Dot. Jaki to piekarnik? Jaki producent? Żeby zachęcić Ciebie szanowny czytelniku do osobistych „studiów” polskich akcentów wśród laureatów „Oskara designu” odpowiedzi tu nie podamy.
Można rzec że „Polska potęgą jest i basta”. Duma narodowa rośnie. I ma ku temu powody. Drugi co do wielkości produkcji liczonej tonażem producent mebli na świecie to właśnie my. Przed nami tylko Chiny. Za nami chociażby Włochy i Niemcy. Niemożliwe? A jednak. Za tym sukcesem stoi niestety smutna prawda, że znacząca większość tej produkcji to eksport nie pod własnymi, polskimi markami. Ale na budowę gospodarki wolnorynkowej i reprezentujących je silnych marek potrzeba więcej czasu niż tylko jedno pokolenie.
Właśnie – pokolenie. Ten teks miał mieć początkowo tytuł „Drugie pokolenie”. Dlaczego? Zbliżamy się do jego sedna więc zaraz okaże się to całkiem oczywiste. Pracując od przeszło jedenastu lat z wieloma firmami wykonawczymi zajmującymi się dostarczaniem i produkcją rożnych niezbędnych nam, projektantom wnętrz, elementów wyposażenia, nie dało się nie zauważyć, że wielu właścicieli tych firmy jest od nas dość znacząco starsza (ach my młokosy). Z częścią z tych firm nawiązaliśmy długofalowe relacje i współpracujemy do dziś. I widzimy jaką drogę firmy te przebyły w tym okresie, jak się zmieniły, w większości jak się rozwinęły. Widzimy też, że nadchodzi w wielu z nich czas na przejęcie pałeczki przez kolejne pokolenie.
To bardzo budujące. Po blisko 30 latach od pożegnania ustroju nieprzychylnego wszystkiemu co prywatne, Ci, którym udało się wykorzystać szansę, dostrzec rodzące się potrzeby powstającego wolnego rynku, zapracować na jego zaufanie, dziś mają szansę na to co w innych dojrzałych gospodarkach wolnorynkowych jest standardem. Na przekazanie tego co wypracowali swoim następcom. Jest to z reguły proces wieloletni i raczej płynny niż rewolucyjny, ale nieodwracalny.
Rozmawiałem ostatnio z osobą, która właśnie od podstaw, zaczynając na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, zbudowała firmę produkcyjną. Dziś pracuje w niej już razem ze swoimi dziećmi. I co usłyszałem? Że na samym początku największym problemem był brak kapitału. Nikt go nie miał. Nie było od kogo też pożyczyć. Nie było jak go pozyskać. Dziś sytuacja ma się zupełnie inaczej. To tylko pokazuje jak sprawnie polscy mali i średni przedsiębiorcy, ci zatrudniający nie więcej niż kilkadziesiąt osób, potrafili, opierając się często tylko na swoim instynkcie i wyczuciu, adaptować się do zmiennych warunków rynkowych młodej gospodarki o polityczno-prawnych nie wspominając.
Dziś, jak wielu uważa, Polska małymi i średnimi przedsiębiorstwami „stoi”. I tylko wypada się z tego cieszyć, że kolejne pokolenie ma chęć i zapał do tego aby kontynuować i rozwijać to zaczęli ich rodzice. Oby za następnych 30 lat mogli pałeczkę przekazać dalej a produkty i usługi „designed and made in Poland” dominowały nie tylko na rodzimym podwórku.